piątek, 10 czerwca 2011

Rozle(ni)wisko

Znalazłam własne rozlewisko. Chciałabym powiedzieć, że jest cicho, spokojnie i bajkowo. Jednak śmierdzi to to jak bagno wymieszane ze ściekami, a jako taki naturalny eko-floro-faunowy rytm życia zakłóca pobliska ekspresówka i rybacy. Po pół godzinie wnerwiania mew trzaskiem migawki, dotarło do mnie, że siedzę sobie sama  w krzakach (...nie wiem czy to jeszcze Czeladź...), z dwoma całkiem obcymi mi facetami, (którzy to w międzyczasie rozwalili się ze swoimi wędkami jakieś pół metra ode mnie). Moje poczucie jakiejkolwiek odpowiedzialności trafił szlag. Przyjrzałam się swoim współtowarzyszom bardziej krytycznym wzrokiem, ale roztaczali wokół siebie pewną sympatię i zero morderczo-gwałcicielskich skłonności. Wróciłam do swojego świata widzianego przez ogniskową 200mm, a oni trwali w swoim "cho**ra nic nie bierze". Wzajemnie sobie nie przeszkadzaliśmy.
kończę bo robi się pamiętnik..

moje rozlewisko....














2 komentarze: